niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 9

Zanim zaczniecie czytać mój rozdział, to mam do was maleńką prośbę, a mianowicie: na początku włącznie sobie piosenkę, na której linka zostawiam wam tutaj: music Ważne, żeby piosenka leciała wam cały czas!!! Miłego czytania:)




Siedząc w samochodzie, który miał nas zawieść na lotnisko, rozmyślałam o tym, co wydarzyło się kilka minut wcześniej, i czy podjęłam dobrą decyzję.
No dobra, podsumowując:
Właśnie pocałował mnie mój najlepszy przyjaciel, i co najgorsze: to mi się podobało!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Chłopak po chwili odsunął się ode mnie i spuścił wzrok, a ja? Ja nie byłam w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu! Świetnie, Jessica! Oby tak dalej!
- Jess, ja... - wyszeptał Jay, który chyba próbował zebrać i poukładać wszystkie wydarzenia ostatnich sekund.
- Hm? - zapytałam, w tym czasie próbując wyrwać się z zamyślenia, co nie wychodziło mi najlepiej. Teraz czas na chwilę szczerości: jak mam się zachować wobec chłopaka, który dopiero co mnie pocałował, i wyznał mi miłość?! Chłopaka, za którym szaleją prawie wszystkie dziewczyny z naszej szkoły, i nie tylko?! Chłopaka, w którym od niedawna się zakochałam?! Chłopaka, w którym podkochuje się Vic?! Chłopaka, do którego uczucie zdusiłam w sobie, ze względu na przyjaciółkę, a teraz ono wydostało się na zewnątz , ze zdwojoną siłą?! OGARNIJ SIĘ JESS, I MYŚL LOGICZNIE!!! Z chęcią, z przemiłą chęcią, tylko jak?! Przez całe swoje życie unikałam chłopaków, jak ognia, a teraz co?! Co się stało z tą odporną i nieugiętą Jess?! Co stało się z dziewczyną, która miała gdzieś chłopaków, którzy bezczelnie próbowali ją poderwać?! JA NIE MAM POJECIA!!!

Ale, całując się z nim wróciło, to piękne wspomnienie, które za wszelką cenę starałam się od siebie odgonić. Które zamiast uciec ode mnie, schowało się w najciemniejszym zakamarku mojego serca, i dzisiaj postanowiło dać o sobie znać! Niestety! Pamiętałam, to, co wtedy się wydarzyło! Aż za dobrze! Działo się to 25.05.2011r., do końca życia ten dzień będzie dla mnie przeklętym. Nie tyle przeze mnie, co przez los...



                                                25.05.2011r. ( 2 lata wstecz )

Ten dzień, był wyjątkowo upalny i słoneczny. Dwójka nastolatków siedziła na łące. Śmiali się i bawili. Ten dzień na pewno mogli zaliczyć do udanych. Był weekend, więc nie musieli martwić się szkołą, obowiązkami. Zresztą wtedy nie liczyło się dla nich nic, oprócz nich samych. On i Ona... Ona i On... Było tak pięknie, tak uroczo. Biegali, wśród wysokich traw, próbując nawzajem się dogonić. W pewnym momencie On ją łapie, podnosi do góry , i obkręca wokół własnej osi.    
                        

 


 Są szczęśliwi... Tak, z pewnością można stwierdzić, że są szczęśliwi. Dziewczyna dławiąc się śmiechem, krzyczy, żeby postawił ją na ziemię. Po dłuższej chwili dotyka ziemi, swoimi bosymi stopami, chłopak przysuwa się do niej, i delikatnie całuje ją w czoło. Chwyta za jej drobną rękę, splatając ich palce. Ona z trudem usiłuje powstrzymać uśmiech, który zawsze gdy jest przy nim rozświetla jej niewinną twarzyczkę. On nawet nie próbuje go powstrzymać. Po co udawać, że nie jest szczęśliwy. Wybuchł niepohamowanym i zaraźliwym śmiechem, po chwili oboje się śmieją. Dziewczyna podchodzi do chłopaka i po prostu się do niego przytula. Po chwili zaczynają iść przed siebie... Nie iść, biec... Biegną, aż dobiegają do klifu, z którego roztaczają się piękne widoki. Siadają na skraju, i patrzą przed siebie. Ona opiera głowę na jego ramieniu, a on obejmuje ją swoją ręką, i szepta jej na ucho dwa urocze słowa, które są najpiękniejszymi, jakie w życiu usłyszała: " kocham cię ". Dziewczyna podnosi wzrok, i patrzy prosto w jego piękne, błękitne oczy. Po chwili delikatnie go całuje.
- Póki jesteśmy razem, możemy wszystko... - wyszeptał, i mocno ją do siebie przytulił. 
To zdecydowanie był najcudowniejszy dzień w ich życiu. Niestety nic nie trwa wiecznie...


Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o tym wspomnieniu, w tym samym momencie, po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybkim ruchem starłam, jednocześnie potrząsając głową, by odgonić te fakty z przeszłości, które uwielbiałam, a zarazem nienawidziłam. Jay podniósł swój wzrok, i z troską patrzył mi w oczy, które teraz były puste, zimne, niewyrażające żadnego, absolutnie żadnego uczucia. Ciałem byłam tu, ale myślami - gdzieś daleko. Myślicie, że płakałam, bo jestem, znaczy byłam szczęśliwa? Nie! Ja płaczę, bo to szczęście się skończyło...


                                                             26.05.2011r. ( dzień później ) 

Dziewczyna obudziła się z uśmiechem na twarzy. Promienie słoneczne oświetlały jej wesołą i żywą twarz. Była szczęśliwa na wspomnienie wczorajszego popołudnia. 
Dzień zapowiadał się naprawdę wspaniale. Czy to jednak nie miało być tylko złudzenie? Niewiedziała. 
Nieczego nieświadoma ubrała swoje ukochane jeansy, i czarną bluzkę na ramiączkach. Po śniadaniu zamierzała zadzwonić do Niego, i wyjść na miasto. Podśpiewując zeszła na dół. Kiedy tylko przekroczyła próg kuchni, uderzyło ją to okropne uczucie nienaturalnej ciszy, co nigdy w tym domu się nie zdarzało. Zawsze w nim pełno było śmiechu, życia, tej pozytywnej energii. Nie rozumiała, co się stało, ale już wiedziała, że nic dobrego. Spojrzała na rodziców, i kuzynkę, którzy siedzieli przy stole, i bez konkretnego powodu patrzyli się w dowolnie wyznaczony przez siebie punkt. Kiedy usłyszeli kroki, jak na zawołanie obrócili się w jej stronę.
- Co jest? - zapytała roześmiana. - Myślałam, że coś wam się stało! Ta cisza jest nienaturalna! Ale nie ważne! Zrobię sobie tosta, i zaraz wychodzę, ale najpierw zadzwonię do Zack'a, czy ma dzisiaj czas wyjść ze mną na...
- Poczekaj, kochanie! - jej wesołe plany, przerwała mama, która delikatnie wysunęła telefon z jej chudej ręki.
- Czemu, coś się stało? Ktoś umarł? - roześmiała się, chociaż w tym momencie nie było jej do śmiechu. - Mamo...
- Usiądź córciu. - powiedziała kobieta, ręką wskazując na krzesło, które stało po przeciwnej stronie stolika.
- Nie, powiedz, o co ci chodzi! Czemu wszyscy jesteście zapłakani i smutni?! - krzyknęła nic nie rozumiejąc. Rzeczywiście, Jej mama była cała czerwona i spuchnięta od łez, które w tamtej chwili dzielnie powstrzymywała. Jej tata, był cały blady, i miał kamienny wyraz twarzy, a Ashley siedziała mu na kolanach po cichu roniąc kolejne łzy, i mocząc jego zawsze wyprasowaną koszulę.
- Kochanie, on... To znaczy, Zack..., ehh... zaginął. Nikt nie wie, co się z nim stało. Nie wiedzą, czy uciekł, czy go porwano, czy chociażby jeszcze żyje... - z każdym słowem kobiety, po Jej policzkach spływały kolejne, ciężkie, jak ołów - łzy, a Jej ciało całe się trzęsło. - Policja od rana go szuka, ale bez skutku. Znaleziono tylko list zaadresowany do ciebie... Jeszcze nie wysłany... Pomyślałam, że chcesz go...
- Co?! Kłamiesz!!! Wszyscy kłamiecie!!! Zack nie zaginął!!! Zaraz tu wejdzie, i zacznie gonić zdezorientowaną Ash!!! - nie dokończyła, gdyż szloch przejął całe jej ciało. Nie mogąc znieść spojrzeń członków rodziny, dziewczyna wyrywa list, i szybko wbiega do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Osunęła się na podłogę, i zaczęła płakać.

    


Osoba, najważniejsza osoba w Jej życiu, tak nagle odeszła, nie podając żadnego konkretnego powodu!
Kiedy uspokoiła się na tyle, żeby odzyskać widoczność, z powodu łez, szybkim ruchem rozwinęła niewielki świstek papieru:

" Droga Jess ( nie jest to zbyt oficjalne? ),
     
          Piszę ten list, ponieważ czuję, że dzieje się coś niedobrego, nie wiem jeszcze co, ale
  napewno nic fajnego.
          Rodzice wieczorem wyszli, zostawiając rodzeństwo pod moją opieką. Od tego czasu
  mam wrażenie, że cały nasz dom jest przez kogoś obserwowany. Zupełnie, jak w jakimś horrorze ( a wiesz jak ich nienawidzę ). I rzeczywiście: po drugiej stronie ulicy, stoi jakaś czarna terenówka, ale jest zbyt ciemno, żeby cokolwiek innego dojrzeć. W tym momencie czuję, jak wali mi serce, i pocą mi się dłonie. Kazałem rodzeństwu wejść na strych, i tam się schować. Mam nadzieję, że dobrze zrobiłem. Sam pobiegłem do swojego pokoju, aby dokończyć pisać list. Słyszę, jak drzwi wejściowe się otwierają. Boję się, nawet nie wiesz, jak bardzo!!! Wchodzą po schodach!
           Zanim mnie dorwą, chcę, żebyś wiedziała, że bardzo, bardzo Cię kocham Jess. Nigdy nie przestałem, i nigdy nie przestanę.
                                                                                                        
                                                                                                                    Na zawsze Twój,
                                                                                                                         Zack  "


Pamiętam tą całą sytuację, jakby to było wczoraj. Po co on pisał ten list?! Mógł się uratować!!! Nie zrobił tego!!! Nienawidzę go za to, jak postąpił. Pamiętam, jak było mi ciężko... Jak musiałam ułożyć sobie życie od nowa... Nie dałabym rady, gdyby nie wsparcie i pomoc przyjaciół. Ale nawet im nie pokazałam tego listu. NIGDY.
- Jess... - słyszę współczujący głos Jay'a, lecz wydaje się on taki daleki, inny.
- Jay... - zdołałam wyszeptać, po czym wybuchłam płaczem. Czułam, jak chłopak przytula mnie do siebie. Nie chciałam wspominać, nie chciałam. Musiałam go usunąć z pamięci, ale nie umiałam. Nikt nie dawał mu szansy na to, że jeszcze żyje, w końcu ja sama straciłam nadzieję na to.
- Nie płacz, Jess... - szeptał chłopak, delikatnie przeczesując moje włosy swoimi palcami. Popatrzyłam na niego swoimi pełnymi smutku i łez oczami.

To, co później się stało... Sama nie wiem...
- Kocham cię, Jay... - szepnęłam, szlochając. - I nie chcę cię stracić. Nie chcę, żeby z tobą było tak, jak z Nim...
- Jess..., wow..., ty... mnie kochasz? - zapytał, nie mogąc się w tym wszystkim połapać. Spuściłam głowę, było mi wstyd, ale jednocześnie poczułam ulgę, że wreszcie mu to powiedziałam.
- Co za różnica?! - mruknęłam cicho. - Skoro, z tobą może być tak, jak z Zack'iem! Też coś ci się stanie, i zostanę sama! Całkiem sama! - dokończyłam spkojnie.
- Nic mi nie będzie... - powiedział po chwili namysłu. - Obiecuję... A poza tym, Jess, nie jesteś sama, i nigdy nie będziesz! Masz tylu przyjaciół, prawdziwych przyjaciół, którzy nigdy cię nie opuszczą!
- Dzięki Jay, jesteś super!
- Wiem! - roześmiał się, z czym ja też. - Ale też musisz mi coś obiecać, tak jak ja obiecałem tobie... - powiedział i zaczerwienił się.
- No słucham, co takiego chce ode mnie pan Patterson! - mruknęłam i uniosłam jedną brew do góry.
- Ej, nie po nazwisku, Evans! - powiedział, wystawił mi język, i złożył ręce w geście obrażonego dzieciaka.
- No dobra, dobra, a teraz gadaj! - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Śmiech przez łzy... Nieźle!
- Jess..., czy ty... znaczy... no wiesz... - zaczął się jąkać. No ładnie! Chyba wiem, do czego zmierza. Jak Jay traci pewność siebie, to oznacza tylko jedno...
- No wykrztuś to wreszcie!
- No dobra, raz kozie śmierć... - mruknął. - Jess Evans, czy zostaniesz moją dziewczyną? - powiedział na jednym wdechu. I w tym momencie EWIDENTNIE-PONIOSŁY-MNIE-EMOCJE!!! Przysunęłam się do chłopaka, i delikatnie go pocałowałam.

- Rozumiem, że to znaczy: tak? - roześmiał się, po chwili. Przygryzłam policzek od środka. Nie byłam pewna, czy dobrze robię, ale jak powiedział mój " mądry " kolega: " Raz kozie śmierć ".
- A jak ci się wydaje? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Tak??? - zapytał niepewnie.
- Tak! - szepnęłam, i się roześmiałam.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Halo! Ziemia do Jess! - powiedziała Ashley, wyrywając mnie z zamyślenia. Taaak..., to będą ciekawe wakacje, na 100%.





Rozdział 9 - dodany!:) Przepraszam, że tak późno, po prostu nie miałam weny, i jakiegokolwiek pomysłu na ten rozdział. Zabierałam się do niego 3 razy!!! Zaczęłam go pisać jeszcze na wakacjach, ale mi nie pasował, i pisałam go od nowa...:( A i z tego nie jestem w pełni zadowolona, ale to zostawiam do waszej oceny.
I, jak? Chusteczki chigieniczne zostały użyte??? Czy wręcz przeciwnie??? Mam nadzieję, że tak. ( P.S. My sister płakała po tej piosence, jak bóbr... He, he... ).
Następny rozdział powienien pojawić się jeszcze przed rozpoczęciem szkoły. Echch..., niestety... Szkoła...:'(
Mam nadzieję, że z powodu długiej nieobecności, nie opuściliście mnie, i jeszcze ktoś to czyta. Po prostu miałam doła z powodu 6 komentarzy(!!!):(. Mimo wszystko rozdział dodałam, ale... ech... sama nie wiem...
Proszę, żeby pod następnym rozdziałem było co najmniej 15 komentarzy, albo i więcej ( tak na poprawę humoru ) wiem na co was stać, bo wiem ile z was to czyta:)
A teraz chciałam wam podziękować za ponad 2000 WYŚWIETLEŃ!!!! Nie spodziewałam się, że będzie ich aż tyle!!!:D
Aha, i jeśli nudzicie się, i nie macie nic do roboty, to mam dla was, taki mini konkurs:
jeśli lubicie rysować, pisać opowiadania, robić zdjęcia, albo znacie się na grafice komputerowej, to serdecznie zapraszam, do wzięcia udziału w tym " konkursie ".
Możecie narysować rysunek, napisać prolog, zrobić zdjęcie, ułożyć zwiastun, lub szablon, związany z moim blogiem, lub go promujący. Mam nadzieję, że znajdą się jacyś chętni:)
Aha, dedykacja:
" Bloga dedykuję wszystkim osobom, które czytają mojego bloga, których wciągnęła historia Jess i Ash, które komentują... i nawet nie wiem co jeszcze napisać!:) Dzięki za wszystko anonomki<33333. "
Do zobaczenia:
Natka99<3
( P.S. W poście " Bohaterowie " pojawił się nowy bohater, zapraszam:))
                                                

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 8

                                                        Ash

Jess zakochała się w Will'u! To pewne! Zachowuje się dziwnie, na samo wspomnienie jego imienia. Dlatego, odkąd ubłagałyśmy rodziców razem z Vicki i Nicole, bombarduję ją piosenkami tego zespołu. W sumie, to oczywiste, ale ona tego nie chce przyznać, mimo, że za każdym razem, kiedy leci jego zwrotka, to delikatnie uśmiecha się pod nosem, a gdy patrzę na nią pytającym wzrokiem, lub unoszę jedną brew do góry, ona tylko wzrusza ramionami i odchodzi. Podejrzane, prawda???

Dlatego ubłagałam rodziców, aby pojechać do Anglii. Oni są dla siebie stworzeni, tylko jeszcze o tym nie wiedzą... Ale zanim zacznie się mój plan połączenia tej dwójki, Will musi nam wyjaśnić, dlaczego tak się zachował. Znaczy się...ehh..., każdy może kogoś nie lubić, ale wydaje mi się, że nie o to, w tym chodzi, bo na początku był dla nas naprawdę miły, tylko po rozmowie z Kevin'em stał się, tak jakby zdołowany... Ciekawe...

Ale postanowiłam zadzwnić do Kevin'a, i wtajemniczyć go w swój plan. Błahahahaha, te gołąbeczki będą jeszcze razem, czy im się to podoba, czy nie, już moja w tym głowa...


                                                        Will

Odkąd Jess mi wybaczyła, było mi jakoś tak lżej na sercu. Po prostu, dziwnie jest żyć       z myślą, że osobę, której nawet nie znałeś, i nic ci nie zrobiła, potraktowałeś, jak, jak..., nawet brak mi słów. Zachowała się naprawdę w porządku, w przeciwieństwie do mnie.

Mijały dni, tygodnie, a ja, mimo wszystko, nie przestawałem o niej myśleć. Wręcz przeciwnie. Myślałem, o tym, jak nawiązać z nią kontakt, ale w głowie miałem kompletną pustkę. No, bo, jakbym nagle zadzwonił, co by sobie o mnie pomyślał: że ją nachodzę, czy coś? Ale ja musiałem, po prostu musiałem, usłyszeć jej dźwięczny głos. Tęskniłem, za nią, i prędzej, czy później musiałem się sam, przed sobą, do tego przyznać. Lubiłem ją. Nawet bardzo. Po prostu było w tej dziewczynie coś takiego, co nie pozwalało mi o niej zapomnieć. Darzyłem tą dziewczynę, bardzo głębokim uczuciem, którego nie rozumiałem, które po prostu mnie zaczynało przerastać. To uczucie było tym, którego nie czułem od bardzo dawna, tylko jeszcze nie wiedziałem co to jest.

Poczucie samotności nie odstępowało mnie na krok, mimo, że otaczało mnie mnóstwo ludzi. Czułem się po prostu zagubiony. To niezrozumienie mnie dobijało.
Cały czas, gdzie nie spojrzałem, przed oczami miałem JĄ. Nawet, kiedy chłopaki siedzieli w salonie i gadali, albo grali, miałem wrażenie, że zaraz ONA tu wejdzie, i usiądzie koło nas, dlatego rozglądałem się wtedy na wszystkie strony, z okruszyną nadziei, że się tu pojawi, a kiedy ktoś powie coś śmiesznego, albo uroczego, ona uśmiechnie się tym swoim słodkim i niewinnym uśmiechem, tak, jak tylko ona umie. Ale,mimo to wszystko zawsze do głosu dochodził też rozsądek, który uświadamiał mi, że to co było ( a przynajmniej ułamek tego, co było ), to..., to po prostu minęło nieodwracalnie, i już nie wróci.
Wiele razy miałem już nawet wsiąść w pierwszy lepszy samolot i do niej przylecieć, chociaż na chwilę, by po prostu ją ujrzeć. Ale to było nierealne: konerty, praca nad nowymi piosenkami... Ta tęsknota, powoli mnie dobijała.
Dlatego postanowiłem jeszcze więcej czasu spędzać na śpiewaniu, próbach, tworzeniu, byleby tylko o niej nie myśleć... Czy to coś dało? Albo odniosło jakiś skutek? Absolutnie nie! A! Skutek był, ale zupełnie odwrotny od zamierzonego. Przy każdej piosence, którą
śpiewłem, widziałem ją!!! Jej piękne oczy, malinowe usta, mały nosek, i TEN(!) uśmiech.
 
Chyba zacząłem popadać przez nią w obłęd... A może ja się po prostu zakochałem???
Nie! Ja nie mogłem się w niej zakochać! Bycie z nią było, co najmniej nierealne! Dlaczego: mieszkała na innym kontynencie! A poza tym media gdyby tylko wyczuły, że coś jest nie tak..., zniszczyłyby jej życie! Ehh..., życie gwiazdy, czasem ma swoje minusy...

Za swój cel obrałem zapomnienie. Miałem czyste sumienie, bo mi wybaczyła, i... znowu to robię: myślę o niej! A niech to!
Natychmiast poderwałem się z kanapy, na której siedziałem od dobrych 10 minut, gapiąc się w wyłączony telewizor, po czym wybrałem numer swojej byłej... Była jedyną osobą, która chwilowo przyszła mi do głowy, i która mogłaby, choć po części pomóc mi zapomnieć o... nieważne...
W słuchawce odezwała się znajoma piosenka, nic nie zmieniła, odkąd się spotykaliśmy. Ale dość tego myślenia...
Chwyciłem za okulary przeciwsłoneczne, i butelkę wody, po czym wyszedłem z domu.


                                                                      Jess

1 lipca! 1 lipca! Od kilku tygodni, wszystkie we cztery czekałyśmy na 1 lipca, a co się z tym wiąże: na ponowne spotkanie z Anglią. Nawet mi udzieliło się to wariactwo na punkcie wyjazdu na wakacje. Miałyśmy opuścić nasz kraj, dom, przyjaciół, na półtorej miesiąca!!! A mówiąc przyjaciół, mam na myśli Jay'a, którego zostawiamy samego na tak długi okres czasu... Trochę go szkoda, ale co poradzić... To będą nasze babskie wakacje:) Ale, mimo wszystko... nie powinnyśmy go zostawiać. Ale mniejsza, o to....

Walizki spakowane, i wszystko dopięte na ostatni guzik. Umówiłyśmy się wszystkie pod domem Vicki, i stamtąd odwieźć nas na lotnisko miał jej starszy brat - Eric. Jest spoko, może trochę nieogarnięty - ale spoko. Starałam się, by uśmiech w ogóle nie schodził mi z twarzy. Nie chciałam zawieść dziewczyn, które sporo napracowały się nad tym, by uzyskać zgodę na ten wyjazd.
Znaczy, jest super, naprawdę, gdyby nie jeden mały szczegół, a mianowicie: Jay.
Od czasu, jego SZCZEREGO WYZNANIA, prawie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, chociaż to, że zostawiamy go w Stanach, a same wyjeżdżamy sobie do Anglii, też zrobiło swoje...

Brakowało mi jego zwariowanego śmiechu, jego złocistej czupryny, sterczącej na wszystkie strony... Chciałam, żeby wszystko było, jak dawniej, przed moim wyjazdem do Anglii, znaczy... bardzo polubiłam chłopaków, a Will'a i Cole'a szczególnie..., ale..., ale, no właśnie ale, co?! - Liczyłam, że do końca życia będę żyć w tej cudownej nieświadomości?! Tym bardziej, że w Jay'u, od dawna podkochuje się Vicki. Nie zrobiłabym jej takiego świństwa, nigdy!
To ona pierwsza ( po Ash, która zawsze starała mi się pomagać i wspierać ), wyciągnęła do mnie pomocną dłoń. Jestem jej za to po prostu wdzięczna. Gdyby nie ona, to nie wiem, co by ze mną było. To ona namówiła Nikki i Jay'a, żebym dołączyła do ich paczki ( Ash, była w niej już wcześniej, ona to potrafi się zaprzyjaźnić, dosłownie z każdym ). Na początku, nie było łatwo, i wiedziałam o tym: oni byli otwarci, wiecznie uśmiechnięci, niczym się nie przejmowali. Ja byłam inna: cicha, zamknięta w sobie, chorobliwie nieśmiała, bałam się wszystkiego i wszystkich. Z początku nie mogli się do mnie przekonać, byli wredni i oschli. Ja też nie pałałam do nich sympatią.  Oni za bardzo się wyróżniali, a ja wolałam pozostać w cieniu. Z czasem coś się zmieniło: stali się wobec mnie wyrozumiali, dali mi więcej czasu, na odnalezienie się, w tej nowej sytuacji. I to poskutkowało: częściej się uśmiechałam, powoli stawałam się taka, jak oni. Oni też zaczęli jakoś mnie zauważać. Nikki często zabierała mnie na zakupy, na różne słodkości do " Margaret ", często siedziałyśmy przy fontannie i gadałyśmy do późnego wieczora. A Jay stosował zupełnie inną taktykę, jeśłi tak można to nazwać: często przynosił mi kwiatki ( dzięki czemu grządki przed szkołą świeciły pustkami ), zabierał mnie na pikniki, i długie spacery. Mówiłam mu o rzeczach, których nie powiedziałabym nikomu innemu, najróżniejszych bzdurach, kompletnie bez sensu. Czasem też potrafiłam cały wieczór wypłakiwać się na jego ramieniu. Nic wtedy nie mówił. Po prostu był, i to mi w zupełności wystarczyło. Rozumieliśmy się bez słów. Słowa są przyczyną większości nieporozumień! Natomiast Victoria była dla mnie, jak starsza siostra, opiekowała się mną, i broniła, w razie zagrożenia. Z czasem wszyscy się ze sobą zżyliśmy, i naprawdę zaprzyjaźniliśmy. Raz nawet zgłosili mnie do konkursu talentów, za co szczerze miałam ochotę ich zabić. Jay i Vicki siłą wnosili mnie na scenę. Wyglądać musiało to naprawdę zabawnie, ale mi nie było wtedy do śmiechu. Nogi mi się trzęsły, dłonie spociły, i miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Ale muszę im przyznać, że opłacało się: zajęłam 2 miejsce!!! Dziwne, nie?!
- Jess! Jess!!! - z przemyśleń wyrwał mnie głos mojej kuzynki.
- Co? - odpowiedziałam zamyślona.
- Jesteś jeszcze, na tym świecie??? - zapytała z kpiącym uśmieszkiem. Już miałam jej coś powiedzieć, gdy usłyszałam dobrze znany mi głos:
- Jess! Jess!!! - wygląda na to, że dzisiaj jest dzień krzyczenia na biedną Jessicę Evans.


                                                             Jay

Postanowiłem działać! I to na całej linii! Nie pozwolę, by ta przyjaźń zakończyła się, i to w taki upokarzający sposób. Muszę z nią poromawiać. Tak na spokojnie. Muszę wyjaśnić. Nie wiem, co powim. Może naściemniamm, że było to po prostu, jakieś nieporozumienie, czy coś takiego ( do czego to doszło, w tym świecie?! ). Po prostu, za bardzo się pośpieszyłem. Małe kroczki, pamiętaj Jay - małe kroczki.

Podobała mi się, odkąd sięgam pamięcią. Była taka INNA! Inna będzie chyba najlepszym określeniem. Nie szła, za modą panującą. Była sobą. Inną, zamyśloną, nieobecną - SOBĄ. Dziwną..., ale sobą. I to w niej było takie niesamowite. Była odludkiem, typem samotnika, ale zmieniliśmy ją.
Zapytany, czy coś do niej czuję, odpowiedziałbym: tak, zdecydowanie. Od jak dawna: odkąd tylko sięgam pamięcią.
Nie latała koło mnie, i nie robiła maślanych oczu na każdej przerwie, jak większość dziewczyn. Nigdy nie popatrzyła na mnie w TEN sposób. Traktowała mnie, jak brata, najlepszego przyjaciela, ale nikogo więcej. Przeszkadzało mi to, nie ukrywam. Często zastanawiałem się, co by było, gdyby...
Dlatego muszę DZIAŁAĆ, i to natychmiast.

Szybko wsunąłem na siebie dżinsy, na ręce włożyłem koszulę, i wybiegłem z domu...


                                                            Jess

Jay krzyczał, żebym jeszcze nie wsiadała do samochodu. Otworzyłam buzię ze zdziwienia..., był ostatnią osobą, której TERAZ się spodziewałam!!!

Kiedy na niego patrzyłam, chciało mi się śmiać. Dlaczego??? Miał koszulę zapiętą na złe guziki. Zapomniał paska do spodni, i musiał łapać je w locie, a kiedy biegł, potykał się o rozwiązane sznurówki od butów.
W końcu dobiegł do mnie i wydyszał:
- Rany, na piechotę, do Victorii, mam strasznie daleko!
- Jay, co ty...? - zapytała zdziwiona, nic nie rozumiejąca Vicki.
- Jessico, możemyporozmawiać? - powiedział, i zrobił błagalną minkę. Nienawidziłam, kiedy mówił do mnie, używając mojego pełnego imienia.
- Yyy... - zdołałam wydukać, przepraszająco patrząc się w stronę zrezygnowanej Vi.
- Idźcie! - westchnęła Victoria. - Ale daję wam 10 minut, a potem odjeżdżamy bez ciebie, panno Evans! - wymusiła uśmiech, a potem, dała znak ręką, żebyśmy już szli. Chłopak delikatnie chwycił mój łokieć, i pociągnął w stronę małej rzeczki. Usiedliśmy na murku, i przez chwilę, która dłużyła się w nieskończoność, nikt nic nie mówił. Ja podziwiałam swoje przetarte trampki, a on obserwował coś w oddali, nie dociekałam, co.
- Jay... - odezwałam się w pewnym momencie, przerywając ciszę, i dławiąc śmiech. - Czy pomieszczenie, w którym się ubierałeś, miało lustro? - zapytałam.
- Raczej tak, a co... - zapytał, i popatrzył się na siebie. - O rany! - jęknął, i przejechał ręką p twarzy, w geście TAKIEGO! wstydu. Roześmiałam się, i zaczęłam przepinać guziki jego koszuli, na swoje miejsce. Nie zwracałam uwagi, na to, jak blisko niego się znajdowałam. Był dla mnie, jak brat. W pewnym momencie chłopak delikatnie przejechał kciukiem, po moim policzku,
- Jess... - powiedział zmieszany chłopak.
- Jay, nie! - powiedziałem stanowczo, delikatnie zdejmując jego dłoń chłopaka z mojego policzka.
- Jess, przepraszam. - wyszeptał chłopak ze łzami w oczach. Nie lubiłam, kiedy był smutny. - Nie powinienem był... - powiedział niemalże bezgłośnie.
- To nie, o to chodzi... - mruknęłam. - Po prostu Vic...
- Wiem!
- To czemu to robisz? Wiesz, że ją ranisz?! To nie jest wobec niej w porządku!
- Jess, co ja na to poradzę? Nie mam na to wpływu! Ale ona wie, że... no wiesz...
- Nie, nie wiem! - wkurzyłam się.
- Zresztą, nie po to tu przyszedłem. Chciałem się dowiedzieć, czy... ekhem... istnieje cień szansy, że coś do mnie czujesz... - powiedział, i popatrzył na mnie, wzrokiem tego kota, ze Shrek'a.


 
 
 
- Jay, proszę cię...
- Jess, ale ja muszę wiedzieć! - powiedział, obejmując moje dłonie.
- Nie... nie wiem... Sama nie wiem... - wydukałam patrząc na nasze ręce.
- Jess... - wyszeptał. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Liczył, że powiem, tak, lub, nie. A ja nie powiedziałammu nic. Ale co miałam powiedzieć? Nie jestem jakąś pustą idiotką, która flirtuje z wszystkimi facetami, i jeszcze rani przyjaciółkę. - Vic, ona..., to ona mi poradziła, żebym powiedział, co czuję... Czy, myślisz, że byłbym na tyle odważny, żeby się do tego przed tobą przyznać?! Wątpię! - zdziwiły mnie jego słowa. Victoria?! Ona... Jej... Niespodziewany zwrot akcji... W sumie, to w jej stylu... Szczęście przyjaciół nad własne.
Po chwili chłopak uniósł mój podbródek, i delikatnie mnie pocałował. To było... dziwne... Dziwnie było całować się z najlepszym przyjacielem... Ale..., mimo wszystko, podobało mi się! I to z tego wszystkiego było najdziwniejsze!





Tuuuuutuurruuuruuu!!!! Mamy chapter eight!!!;) Jak wam się podoba??? Pisałam go i zakończyłam go póżno w nocy, gdyż jutro wyjeżdżam ( znowu:) ), i chciałam, żebyście mieli ci czytać<3
Przepraszam, że rozdział tak póżno, ale byłam na wakacjach, i nie za bardzo miałam dostęp do internetu:( A tak w ogóle, to ( trochę spóźnione ):

Najserdeczniejsze pozdrowienia z upalnej, słonecznej, i pełnej przystojnych facetów ( ;) ): Turcji<33333333333

Rozdział chciałam wam dodać ze względu na moje imieniny, które niedawno obchodziłam:) Taki prezent dla was<33333
Co do ankiety: to ona była, po to, żeby na niej głosować, a nie w komentarzach, bo ja mam problemy z podliczeniem tego wszystkiego:I Hmmm... Ale mimo wszystko głosy zostały podliczone i Jess powinna być z :
Will'em- 46 głosów!!!!
Cole'm- 35 głosów!!!
Jay'em-23 głosy!!

A teraz rysunek ( przepraszam, że taki beznadziejny:( ):


( Rysunek, w rzeczywistości wygląda trochę inaczej, ale mój skaner... jest " trochę " kiepski:( )

A właśnie: mam tu jakieś Directioner??? Chętnie sobie z nimi pogadam:)
Czekacie na 30 sierpnia? Ja z niecierpliwością!;)<3333333
35 komentarzy - NOWY ROZDZIAŁ!!!<3333
Aha, zapomniałabym...., dedykacja:
" Mojej kochanej siostrzyczce, która wprowadza wszystkie poprawki do tego bloga:), która w ogóle podsunęła mi pomysł z pisaniem ( więc jej podziękujcie za moje wypociny;) ), i która od nowa natchnęła mnie na tego bloga, dzięki niej, mój pomysł na niego jest trochę odświeżony, ale mam nadzieję, że równie ciekawy. Gdyby nie ona, która łaziła za mną, i ględziła, żębym napisała to opowiadanie, pewnie nie byłoby Natki99<33333 "

Oczywiście nowa ankieta pojawi się. Proszę o uzasadnienie wybranej odpowiedzi:) To wiele dla mnie znaczy:)
Do zobaczenia:
Natka99<3